wtorek, 10 grudnia 2013

01.

- Jared, przestań się wygłupiać i załóż krawat.
- Nie założę.
- Jared. Proszę cię... to ślub mojego brata, a wiesz jaki on jest - powiedziałam stojąc ze skrzyżowanymi rękami na piersiach - Shannon nawet założył białą koszulę i muszkę!
- To nie jest mój styl.
- Mojego brata to nie obchodzi, powiedział, że jeśli założysz coś "dziwnego", to nie wpuści nas na jego wesele.
- Nikt nie będzie mi mówił co mam nosić - obraził się jak małe dziecko, a ja zaczęłam rozmasowywać skronie.
Uroki mężczyzn.
- Shannon, powiedz mu coś - wysłałam perkusiście błagalne spojrzenie, a ten tylko pokiwał twierdząco głową.
- Zrób raz wyjątek.
- Nie założę zwykłego garnituru i krawatu.
- Armani nie projektuje zwykłych kolekcji garniturów... - wywróciłam oczami - Jared, do cholery... już nawet ja jestem gotowa, tylko jak zwykle z tobą są problemy.
- Nie założę tego.
- Ale czy ty nie rozumiesz, że nie możesz iść w skórzanych spodniach, bez marynarki z wystającą koszulą i na dodatek z niedopiętymi guzikami pod szyją?!
- Mam swój styl i jego będę się trzymać.
- Jared, błagam cię... to tylko jeden dzień.
- Obiecaj mi coś w zamian.
- Wytrzymuję z tobą... to chyba wystarczająco dużo, nie sądzisz?

Wzruszył ramionami.

- Chcesz się kłócić? - spytał unosząc wysoko brwi i patrząc na mnie pytająco.
- Nie, Jared. Nie chcę, bynajmniej nie dzisiaj.
- April? - głos Vicki zabrzmiał jak ukojenie.
- Vicki! - krzyknęłam i podbiegłam do żony gitarzysty - długo się nie widziałyśmy! - powiedziałam wypuszczając ją z uścisku.
- Tak, prawie wieczność.
- Bardzo cieszę się, że przyjechałaś...
- Oj, przestań to drobiazg... miłe wyrwanie się z rutyny - uśmiechnęła się do mnie i zaczęła rozglądać po pokoju hotelowym - a ty dalej w majtkach? - spytała patrząc na młodszego Leto.
- Mamy mały problem... - mruknęłam cicho.
- Słyszałem! - warknął zły Jared, a ja westchnęłam ciężko.
- Shannon! - pisnęła Vicki - od kiedy jesteś taki przystojny?
- Od zawsze - odpowiedział i zarechotał razem z Tomo.
- My idziemy się czegoś napić, a wy gołąbki pogruchajcie sobie i dogadajcie się, bo za pół godziny trzeba wyjść - powiedział Shann i puścił oczko w naszą stronę.
Zamknął za sobą drzwi i zostaliśmy sami w pokoju.
Podeszłam do okna i oparłam się o parapet.
- Jay ... dlaczego stawiasz  taki opór? Przecież ten garnitur jest świetny... - westchnęłam z rezygnacją, a on stał obrażony i przyglądał się swojemu odbiciu stojąc plecami do mnie, lecz momentami obserwował mnie w odbiciu lustra.
- Nie stawiam oporu - powiedział łagodnym tonem, więc odbiłam się dłońmi od parapetu i podeszłam do niego, przytulając się do jego pleców i zaczęłam składać krótkie pocałunki na ciepłej skórze - po prostu nie lubię być ograniczany.
- Nie tylko ty - szepnęłam i ugryzłam go lekko w ramię - ubieraj się, musimy już iść - dodałam rozmasowując jego kark.
- Ta sukienka jest zbyt kusa... nie masz nic dłuższego? - uniosłam wysoko brwi.
- To tylko o to chodzi? - zaśmiałam się - że też wcześniej na to nie wpadłam - z uśmiechem wzięłam białą koszulę i pomogłam mu ją założyć... i kiedy on zapinał spodnie, ja poprawiałam mu krawat.
- Nie chodzi tylko o to - szepnął zakładając kosmyk włosów za moje ucho i całując w czubek nosa.
- A o co jeszcze chodzi? - uśmiechnęłam się patrząc mu prosto w oczy.
Nie wiem kto kogo bardziej hipnotyzował.
- O wiele rzeczy...
- Podziel się nimi ze mną.
- Może innym razem - uśmiechnął się, lecz nie zamierzałam mu odpuścić tym razem.
- Powiedz mi chociaż jedną rzecz teraz - stanęłam lekko na palcach stóp, wplatając dłonie w jego włosy i stykając nasze czoła ze sobą na chwilę.
- Chodzi o ciebie...
- ... i?
- O to co czuję...
- ... i? - szepnęłam przegryzając dolną wargę ust.
- O to co ty czujesz...
Pocałowałam go delikatnie i zsunęłam dłonie po jego klatce piersiowej poprawiając marynarkę.
- Chodźmy - chwyciłam go za dłoń i nic więcej nie mówiąc wyszliśmy z pokoju.

- Oo... szybko coś? - powiedział Shannon, a ja uniosłam wyżej brwi.
- Najadłeś się? - spytałam, a on wstał z krzesła.
- A co, jedziemy już?
- Tak.
Wyszliśmy przed hotel, gdzie czekał już na nas samochód.

Wesele brata było piękne. Kwiaty, udekorowanie wnętrz, muzyka... wszystko było idealne, przemyślane i dopięte na ostatni guzik.
Przyglądałam się Jaredowi, gdy patrzył z melancholijnym uśmiechem na bawiące się dzieci znajomych, ścisnęłam nieco jego dłoń pod stołem i gdy spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się.
- Zatańczymy? - uśmiechnął się i wstaliśmy od stołu.
Zajęliśmy nasz kawałek podłogi mniej więcej na środku sali, leciała właśnie wolna piosenka.
Tańczyliśmy w milczeniu, zapatrzeni w głębie naszych oczu.
- April... chciałbym ci powiedzieć coś... bardzo ważnego - powiedział cicho Jared i ucałował wierzch mojej dłoni.
-  Tak?
- Ja-... - zaczerpnął więcej powietrza, i gdy powoli wypuszczał je z płuc, ktoś podchwycił mnie pod rękę.
- Mogę odbić moją siostrzyczkę? - spytał wesoło mój brat, gdy tylko piosenka zmieniła się na żywszą.
- Aa-... jasne - odchrząknął.
- Dzięki stary - rzucił krótko Mike, a ja zdążyłam jedynie uśmiechnąć się przepraszająco, bo braciszek poprowadził nas dalej z obrotami w ciaśniejszy tłum - kręć się Mała, kręć... - zaśmiał się wesoło obracając mnie wokół własnej osi tak, że sukienka wirowała, a włosy rozrzuciły się po plecach falami.
Śmialiśmy się i tańczyliśmy tak jak kiedyś, gdy jeszcze chodziliśmy czasem do klubów nie po to, żeby spić się jak świnie, ale żeby potańczyć.
- Dzięki Mała - szepnął i uśmiechnął się - sprawiłaś cud, że ten pajac ubrał się normalnie...
- MIKE... - popatrzyłam na niego zła.
- Wiem, wiem... miałem tak nie mówić - zaśmiał się beztrosko - chciałbym pogadać o tobie i o nim, ale to przy czymś mocniejszym i nie dziś.
- Dobrze - przytuliłam go, gdy skończyła się piosenka.
- Zwracam ci moją siostrzyczkę - ukłonił się w starodawnym stylu i puścił mu oko, a Jay uniósł lekko kąciki ust.
- Zaopiekuję się nią dobrze - i znów zaczęliśmy tańczyć...
- April? ... April, wstawaj...
- Co? - spytałam Jareda, który zmarszczył lekko brwi.
- Budź się, April - powtórzył i potrząsnął lekko moim ramieniem - April, wstawaj do cholery, spóźnisz się!

... przetarłam twarz dłońmi, a ślub mojego brata i Jared-... wszystko to zaczęło się rozmazywać.
- Oh, nie... - jęknęłam i przykryłam się kołdrą po sam czubek głowy.
- Wstawaj, wstawaaj... nie ma opierdalania się! Na zajęcia musisz iść - współlokator zdarł ze mnie pościel, w zamian obdarzyłam go morderczym spojrzeniem - zapieprzaj na zajęcia księżniczko, masz godzinę.
- Wypierdalaj, Matt! - krzyknęłam i chwyciłam za butelkę wody stojącą przy łóżku, gdy on zaczął uciekać z moją pościelą śmiejąc się na całe mieszkanie.
Butelka trafiła w szybę w drzwiach, która wyleciała z owych drzwi tłukąc się na kawałki.
- No pięknie, April... pięknie - zaśmiał się.
- Uroki mieszkania z gejem... - warknęłam i znów opadłam na łóżko próbując zaabsorbować jeszcze odrobinę ciepła z nagrzanego łóżka - chcę wrócić do mojego snu... teraz, już, natychmiast.

1 komentarz:

  1. Haha, poza tym, że mój sen wyglądałby duuużo inaczej to czyta się świetnie :D

    Jestem bardzo ciekawa, co szykujesz dalej. April pewnie nie zna Jay'a, ale go pozna. Wprowadź wątek Shomo, błagam Cię! <3

    OdpowiedzUsuń