Minęło kilka miesięcy, a Leto nigdy więcej już nie pojawił się na naszej uczelni. Zupełnie tak, jakby zniknął i miał już się nigdy więcej nie pojawić... w moim życiu.
- Mam nadzieję, że przygotowujecie się do obrony tytułu magistra? - profesor Risk spojrzał na mnie i na Ashtona.
- Tak - odpowiedział Ash z lekkim uśmiechem.
- A ty? April?
- Słucham? - wyrwałam się z zamyślenia. Ten spokój jaki powrócił sprawiał, że często byłam zamyślona.
- Przygotowujesz się do obrony?
- Tak, oczywiście - Risk spojrzał na mnie spod ciemnych brwi - czy możemy chwilę porozmawiać na osobności? - spojrzał na Ashtona, a on skinął twierdząco głową.
- Czekam na holu.
- Więc? - profesor Risk przyglądał mi się uważnie, gdy tylko mój chłopak opuścił salę wykładową - dlaczego tak bujasz w obłokach? Coś cię niepokoi?
- Ja-... coś mi nie daje spokoju od dłuższego czasu - przysiadłam na pierwszym lepszym krześle.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć?
- Ufam panu - spojrzałam na niego twardym spojrzeniem - i ufam, że nikomu pan nie powie - dodałam znacznie ciszej.
- Oczywiście - uśmiechnął się łagodnie - czy chodzi o-... mojego przyjaciela? - w twarz uderzyła mnie fala gorąca. Spuściłam wzrok na pierścionek.
- Tak... niestety tak - wyszeptałam bawiąc się pierścionkiem na palcu serdecznym lewej dłoni.
- April, powinnaś na niego uważać.
- Mimo, że nie ma go dookoła? Że chyba nawet nie ma go w LA?
- April, masz kochającego chłopaka-...
- Narzeczonego, tak dla ścisłości - wyszeptałam i skrzywiłam się - profesor nie zrozumie...
- April, masz narzeczonego, który cię bardzo kocha... widać to na kilometr, żeby tego było mało: kończysz już studia, została ci tylko obrona tytułu... - mówił łagodnym tonem, mimo to, miał zmarszczone brwi - proszę cię, zapomnij o nim... on lubi mieszać ludziom w głowach.
- Nie mogę - uniosłam czoło i spojrzałam na niego oczami pełnymi bólu i rozczarowania - nie potrafię...
- Potrafisz - starał się uśmiechnąć do mnie pokrzepiająco - chcę ci powiedzieć, że on wróci... ale tylko po to, żeby zniszczyć ci życie.
- Co?
- Oh, nie mogę tego dłużej przed tobą ukrywać - warknął zły na siebie profesor Risk - znam się z Leto od studiów i WIEM jaki on jest... Ashton rzucił mu wyzwanie kilka miesięcy temu, a Jared nigdy nie odpuszcza... - patrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Minęło kilka miesięcy, nic nie zapowiada tego, żeby miał wrócić...
- Jared złości się i mści... zawsze dostaje to czego chce.
- ... i? - wzruszyłam ramionami - nie rozumiem, co ma pan na myśli.
- On chce ciebie - powiedział prosto z mostu, a ja myślałam, że dostanę zawału serca. Profesor zaczął chodzić po podeście przy tablicy z rękami ukrytymi w kieszeniach - ubzdurał coś sobie, że należysz tylko do niego... a co gorsze, on jest o tym święcie przekonany... wierzy to, jak moherowe babcie w Boga - zatrzymał się i posłał mi długie, wymowne spojrzenie.
- ... dlaczego? Wciąż nie rozumiem... mam mętlik w głowie.
- Wyjedź stąd, proszę cię.
- Nie mogę - odpowiedziałam automatycznie, a profesor westchnął ciężko.
- Pokładam w tobie ogromne nadzieje, widzę, że naprawdę to lubisz, lubisz psychologię, ale nie chcę-... nie chcę, żeby on zniszczył ci życie - nie rozumiałam w ogóle co do mnie mówił... dlaczego Jared miałby chcieć mi zniszczyć życie? - April, znam Jareda aż za dobrze, on nie odpuści. Tak użyje swoich znajomości, że się spotkacie... będziesz skazana na niego.
- Nie sądzi pan... że nie powinien się pan wtrącać? - zmrużyłam lekko oczy - może chcę, żeby tak było? - spytałam ciszej, a profesor Risk zastygł w bezruchu.
- April...
- To moje życie, i tylko ja decyduję o nim. - wzięłam swoją torbę i wyszłam szybkim krokiem z sali, na koniec trzasnęłam drzwiami.
***
Minęło kolejne dwa miesiące, wraz z Ashtonem obroniliśmy swoje tytuły, a ja-... dostałam propozycję pracy.
- Dzień dobry... nazywam się Robert Corner i jestem zarówno psychologiem jak i dyrektorem w tym szpitalu - wysoki, bardzo szczupły i nieco siwiejący mężczyzna powitał mnie w swoim gabinecie. Nawet nie raczył wstać z fotela, siedział z łokciami opartymi o blat mahoniowego biurka i ze splecionymi palcami dłoni, na których podpierał brodę. - Proszę usiąść. - usiadłam na polecenie.
- Pani April Morover, zgadza się?
- Marlow - poprawiłam go marszcząc lekko brwi.
- Ah, tak - powiedział nieco oschłym tonem - wiem, że to ja panią poprosiłem o spotkanie, ale jestem ciekaw... dlaczego chciałaby pani zacząć pracę w moim szpitalu?
- Skończyłam studia na wydziale psychologii i mam odpowiednie wykształcenie - zaczęłam obserwując spokojnie mojego odbiorcę - oraz chcę poznawać nowych ludzi, ich problemy, motywacje... chcę się uczyć o ludzkich zachowaniach, motywach postępowania, a przede wszystkim - przerwałam na moment, a doktor Corner uniósł wysoko prawą brew - chcę pomagać ludziom.
- Ciekawa odpowiedź - szepnął przez dłonie.
- Zgodna z prawdą - doktor Corner uśmiechnął się lekko.
- Jest pani zamężna? - spytał nieco oschłym tonem.
- Nie, jednakże jestem zaręczona.
- Rozumiem... - mruknął, a dalej rozmowa potoczyła się w kierunku wynagrodzenia miesięcznego i innych ważnych kwestii. W efekcie końcowym... zostałam przyjęta do pracy.
- Ash? - zadzwoniłam do mojego narzeczonego.
- I jak tam po rozmowie kwalifikacyjnej? - uśmiechnęłam się.
- Zatrudnił mnie.
- To świetnie! Cieszę się bardzo! Od kiedy zaczynasz pracę?
- Dziś zrobimy tylko obchód, zapoznanie się z miejscem pracy... i od jutra już zaczynam.
- To cudownie, uczcimy to dzisiaj pyszną kolacją i dobrym winem... daj mi znać, kiedy będziesz wracać do domu.
- Dobrze, kocham cię - uśmiechnęłam się smutno.
- Ja ciebie też kocham, April. - rozłączył się, a ja odetchnęłam ciężko i schowałam telefon do przedniej kieszeni spodni.
- Wcale go nie kochasz - usłyszałam znajomy głos. Serce zabiło mi mocniej ze strachu i ekscytacji.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam nieco z niedowierzaniem, choć patrząc na niego podejrzliwie.
- Leczę się - wzruszył ramionami podchodząc powolnym krokiem i zatrzymując się naprzeciwko mnie - długo się nie widzieliśmy, APRIL.
- Tak... minęło kilka lat.
- Co ty tu robisz? - spytał nie udając zdziwienia.
- Pracuję.
- Pracujesz? - powtórzył za mną, a ja westchnęłam cicho.
- Tak, od dziś zaczynam pracę w tym szpitalu.
- Oh, ciekawe czy będziemy się widywać - zaczął dedukować - pewnie tak... w końcu obydwoje będziemy przebywać w tym szpitalu, czyż nie? - uśmiechnął się tajemniczo do mnie - oh, nie martw się, nic ci nie zrobię. Jestem pod dobrą opieką. Nie jestem tym samym człowiekiem.
- Rozumiem - starałam się odpowiedzieć bardzo przekonująco, choć w głębi nie wierzyłam mu.
- Co tam u ciebie słychać? Masz jakiegoś chłopaka? Czy dalej łamiesz niewinne serca? - nachylił się w moją stronę tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Jestem zaręczona, Patrick. - oznajmiłam stanowczo, choć spokojnym tonem.
- Ah... - uniósł wysoko brwi - to cudownie... wiesz, ja jakoś nie mogłem się z kimkolwiek związać i, żeby było tego mało-... - złapał mnie nagle za kark i złączył ze sobą nasze czoła patrząc mi z tak bliska z oczy - zbzikowałem nieco przez ciebie, przez to, że mnie rzuciłaś - wyszeptał i odepchnął mnie od siebie z odrazą wypisaną na twarzy. Byłam przerażona.
- Przykro mi... - wyszeptałam cicho i poprawiłam torbę na ramieniu.
- Przykro ci? - spytał z niedowierzaniem - Chyba sobie ze mnie kpisz! - krzyknął, a mnie przeszedł dreszcz.
- Patrick? Brałeś leki? - spytał doktor Corner, a mój były chłopak jeszcze z czasów liceum spuścił głowę.
- Jeszcze nie panie doktorze.
- Która jest godzina?! Natychmiast idź leki weź! - powiedział ostro i uderzył go lekko w potylicę.
- Tak jest, panie doktorze.
- Co za dzieciak... - warknął zły - trzeba go ciągle pilnować. - powiedział i spojrzał na mnie.
- Czy on-...
- Oh, czy jest chory? Tak... jego psychika wciąż jest na poziomie licealisty - wzruszył ramionami - znacie się?
- T-Tak... - mruknęłam cicho.
- Oh, więc wszystko jest już jasne - obrócił się na pięcie - Zapomniałbym... witam w moim szpitalu. - pokazał szereg białych zębów w uśmiechu, a ja spojrzałam na niego tak, jakby powitał mnie w psychiatryku z horroru...
Oh... w sumie, to jest psychiatryk, a horror dopiero się zapowiadał.
- Cześć kochanie - przywitał mnie Ash w drzwiach, a ja zrzuciłam torbę na podłogę w przedpokoju - jak ci minął pierwszy dzień?
- Dobrze - uśmiechnęłam się słabo - jestem wykończona.
- Kolacja doda ci dużo sił - pocałował mnie w usta i chwycił za dłonie powoli ciągnąć w stronę salonu - zrobiłem twoje ulubione danie - ucałował palce moich dłoni.
W salonie świeciło się dużo świec, które rozjaśniały pokój, na środku stał stół przykryty obrusem i ze świecami.
- To dopiero twój pierwszy dzień, będę trzymał za ciebie kciuki - odsunął mi krzesło przy stole, po czym zając swoje na przeciwko mnie.
Otworzył czerwone wytrawne wino i nalał do kieliszków.
- Za twoją pierwszą pracę po obronie tytułu - uśmiechnął się czarująco do mnie.
- Za moją pierwszą pracę po obronie tytułu - delikatne zetknięcie się szkła, i dopiero teraz doszła do mnie cicha muzyka w tle. - Postarałeś się - nachyliłam się do niego przez stół pomiędzy świecami i Ash zrobił to samo. Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
- Dla ciebie wszystko.
Po kolacji delektowaliśmy się winem, a w głowach już lekko nam szumiało.
- Zatańczymy? - spytał zwiększając głośność muzyki i nie czekając długo wstał od stołu i wyciągnął dłoń w moją stronę - mogę prosić cię do tańca?
- Wariat - zaśmiałam się, lecz bez wahania podałam mu dłoń i zaczęliśmy powoli tańczyć do muzyki przy świetle świec.
- Chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham... jak wiele dla mnie znaczysz i jak bardzo się cieszę, że jesteśmy razem - szeptał patrząc mi prosto w oczy - lecz odnoszę wrażenie, że żadne słowa, nie są wstanie tego opisać...
- Udaje ci się to - obdarowałam go wdzięcznym uśmiechem.
- Kocham cię bardziej, niż mogą to opisać słowa, czyny... - wciąż patrzył mi w oczy, bez mrugnięcia, jak zaczarowany - oszalałbym, gdybyś mnie zostawiła.
Tymi słowami przypomniał mi sytuację ze szpitala. Sytuację z Patrick'iem. Uśmiech na chwilę zszedł mi z ust, a zmartwienie na moment wkradło się na moją twarz... lecz znów się uśmiechnęłam.
- Wyleczyłabym cię.
Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Tańczyliśmy przez chwilę bez słów, zrobiliśmy delikatny obrót i zaczerpnął trochę więcej powietrza.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - spytałam łagodnie.
- Tak... w sumie, to tak - szepnął jakby bał się, że ktoś jeszcze może nas usłyszeć.
- Więc? Co to takiego? - zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Ja-... tak naprawdę nie nazywam się Ashton Tauler - uniosłam wysoko brwi i otworzyłam szeroko oczy w zdziwieniu.
- Słucham?
- Wiesz, że byłem adoptowany - powiedział ze słabym uśmiechem - tak nazwali mnie rodzice... a naprawdę, nazywam się Thomas McCover.
- Prawie jak MacGyver... - uspokoiłam się nieco - bałam się, że to coś straszniejszego...
- Jak co?
- Jak-... jak jakiś szpieg, który ma tajną misję i mnie zostawi, bo zdradził swoje prawdziwe imię i nazwisko swojej ukochanej - przegryzłam dolną wargę ust z uśmiechem.
Zaśmiał się i założył kosmyk moich włosów za ucho.
- Już od dłuższego czasu chciałem ci o tym powiedzieć...
- W takim razie... jak mam do ciebie mówić?
- Thomas.
- Thomas?
- Tak, Thomas. Tom... - uśmiechnął się niepewnie - chcę, żebyś znała i kochała prawdziwego mnie, nie tego po zmianach.
- Dobrze, postaram się, choć nie twierdzę, że nie będę popełniać błędów.
- Wystarczy mi to, że będziesz się starać - pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się łagodnie.
- To jak masz w papierach?
- Thomas Tauler, ale zastanawiam się, nad powrotem do swojego prawdziwego imienia i nazwiska... ze względu na ciebie - kolejny uśmiech, a ja czułam, że dzisiejszy dzień, jest zdecydowanie najgorszym w moim życiu.
- Nie musisz tego robić, wystarczy mi to, że wiem jak miałeś na nazwisko wcześniej i jak masz teraz - pogładziłam go zimnymi dłońmi po twarzy.
- Chcę żebyś była szczęśliwa przy mnie i zawsze się uśmiechała...
- Jestem szczęśliwa - z trudem przeszło mi to przez gardło.
Chyba obydwoje siebie oszukujemy.
- Ostatnio... nie. Przez ostatnie kilka miesięcy, odnoszę wrażenie, że nie jesteś już tak szczęśliwa, jak prawie rok temu.
- Ciężki czas, sam rozumiesz.
- Rozumiem, ale musisz wiedzieć, że-... jakąkolwiek podejmiesz decyzję, i tak będę cię kochać - zobaczyłam smutek w jego oczach.
- Ashton-...
- Thomas - szepnął, a ja ugryzłam się w język - przyjmę wszystko, nawet szaleństwo jakie mi po tobie pozostanie.
Raz jeszcze ucałował moje dłonie i powoli oddalił się w stronę sypialni zostawiając mnie samą z muzyką, świecami i niedokończonym winem.
- Thomas... - szepnęłam cicho patrząc w stronę drzwi, za którymi zniknął.
Czyżby podsłuchał moją rozmowę z profesorem Risk'iem tą sprzed dwóch miesięcy?
Biednyy ;_; April zostanie złapana przez Dziada, ten ją omota i zostanie wykorzystana. Niedobrze, nie chcę tego ;_;
OdpowiedzUsuńO jak szybko nowy :) czekam na więcej :]
OdpowiedzUsuńTrzyma w napięciu, co z April :) Ciekawy tekst
OdpowiedzUsuńkiedy będzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuń